Kolejny przepis książkowo-blogowy. Czytelnikom prozy G. R. R. Martina na pewno się skojarzy, bo ciasteczka cytrynowe pojawiły się na kartach jego powieści nie raz. Teraz zagościły u mnie.
Ciasto:
3 łyżki miękkiego masła
1/3 szklanki cukru
3 żółtka
otarta skórka z połowy cytryny
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej (rozpuszczonej w łyżce gorącej wody)
1/4 łyżeczki goździków, gałki muszkatołowej i soli
szczypta szafranu
1 i 1/4 szklanki mąki
dwie-trzy krople aromatu cytrynowego
Glazura miodowa:
sok z cytryny
1 łyżka miodu
Ucieram cukier i masło na gładką masę i dodaję stopniowo żółtka, a potem rozpuszczoną sodę oraz przyprawy. Dosypuję mąkę i wyrabiam delikatnie aż uformuje się gładka i plastyczna kula.
Potem rozwałkowuję na grubość ok. 0,4 centymetra (chociaż wyszło mi cieńsze i nie było tragedii) i z powstałego placka wycinam krążki. Ze swojego małego zestawu foremek wybrałam taką o średnicy 3,5 centymetra i sprawiła się świetnie. Robię wzroki widelcem, wbijając je do połowy grubości ciasta. Dla ozdoby oraz żeby ciasteczka nie napuchły podczas pieczenia.
Ułożone na papierze do pieczenia ciastka wkładam do nagrzanego do 150 stopni piekarnika i wyciągam po 14-15 minutach i studzę na kratce. W międzyczasie przygotowuję glazurę, mieszając na małym ogniu sok z cytryny i miód. Nakładam ją pędzelkiem po ostygnięciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz