29 lutego 2012

Brokuł w sosie royal


Chyba pobiję rekord w długości notki na blogu. ;)

Przepis prosty, szybki i wyjątkowo smaczny. Sprawdza się zarówno na ciepło, jak i zimno. Serwowane z keksówki i pokrojone w plastry świetnie służy jako przystawka. Podane, jak w tym przypadku, dobrze robi jako dodatek do obiadu.

Sos royal:
1 szklanka śmietany 18%
1 szklanka jajek - ok. 4 sztuk
szczypta soli

Do tego:
cały brokuł, podzielony na różyczki
łyżka soli do gotowania

Opcjonalnie:
odrobina startego sera do posypania z wierzchu przed zapieczeniem

Zagotowuję osoloną wodę na brokuła i prosto do garnka wkładam różyczki. Gotuję 5 minut na małym ogniu bez przykrycia (!), wyciągam na durszlak i krótko przelewam zimną wodą. 

Układam brokuła w kokilkach/formie i zalewam roztrzepanymi jajkami ze śmietaną i solą. Wstawiam do nagrzanego do 190 stopni piekarnika i piekę ok. 30 minut, albo aż royal zrumieni się z wierzchu.

Na koniec:
Kalafior, marchewka czy fasolka szparagowa smakują w tym daniu równie smacznie.

25 lutego 2012

Naleśniki z warzywami


 To jeden z tych przepisów, którego proporcje i składniki okazują się ciężkie do podania, a z drugiej strony wyjątkowo proste do przyrządzenia. Są czasami dziełem "na ostatnią chwilę", szczególnie, kiedy zostało trochę gotowych naleśników z dnia poprzedniego. Świetnie opróżniają lodówkę z nieużytego brokuła albo otwartej puszki kukurydzy.

No i łapie się na durszlakową akcję kulinarną "Naleśniki na różne sposoby" :)

Ciasto naleśnikowe:
300 g mąki
1 jajko
550 ml mleka
100 ml gazowanej wody mineralnej
szczypta soli

Smażenie naleśników to jedna z najprostszych rzeczy w kuchni. Od kiedy nabyłam "naleśnikową patelnię" i sprej do oleju, czuję jakbym w ogóle nie musiała się przejmować.

Sos do farszu:
5 łyżek koncentratu pomidorowego
2 łyżki keczupu
1 łyżka brown sauce
1 łyżka słodkiego sosu chili
1 łyżeczka suszonych płatków chili z czosnkiem
sól, pieprz świeżo mielony
słodka i ostra papryka, imbir

Farsz:
1-2 ząbki czosnku
1 cebula
300g ulubionych warzyw
100 g sera żółtego

Opcjonalnie:
filet z kurczaka (pokrojony w kostkę)

Zaczynam od sosu. Na olej rzucam płatki i sos chili i przez chwilę podgrzewam. Potem dorzucam resztę przypraw, obsmażam na tym cebulę, a na końcu dodaję koncentrat, keczup i brown sauce. Zostawiam na patelni na kilka minut, często mieszając. Dorzucam potem pokrojony w plasterki czosnek i resztę warzyw. Duszę wszystko do miękkości. Starty ser dodaję już po zdjęciu z ognia, mieszając dokładnie, żeby się dobrze wymieszał i roztopił.

Nigdy nie precyzowałam sobie, co powinno znaleźć się w farszu. Zwykle były to gotowe już mieszanki warzyw, z groszkiem i kukurydzą, z marchewką lub papryką, a czasami z kiełkami. W tych konkretnych użyłam między innymi gotowanego brokuła. Dodatek drobiowy też, oczywiście, wchodzi w grę.

Jeśli naleśniki zostały z poprzedniego dnia, podgrzewam je przez jakieś 40 sekund w mikrofalówce, by znowu stały się bardziej elastyczne. Jeśli są świeże, zabieram się za zawijanie od razu. Najbardziej odpowiada mi zawijanie "na sajgonkę", bo wtedy wszystko dobrze trzyma się razem. Dla polepszenia efektu, obsmażam je jeszcze na patelni, spryskanej olejem. Nie zajmuje to długo, bo naleśnik szybko staje się złocisty i chrupiący.

Do podania:
Właściwie nie podaję ich z niczym specjalnym, czasami maczam je w słodkim sosie chili albo, kiedy są jeszcze ciepłe, posypuję startym serem. Smakują świetnie na ciepło, jak i na zimno.

23 lutego 2012

Konfitura z marchewki

Jako, że smażę dzisiaj hurtowo naleśniki, zaczęłam wyciągać różne zasłoikowane słodkości ze spiżarni. Zaraz obok tradycyjnego dżemu z wiśni oraz musu z gruszek wydobyłam też słoiczek zeszłorocznego eksperymentu - konfitur z marchwi i cytryn.

Marchewka, zaraz obok jabłek, obrodziła w zeszłym roku. Stwierdziwszy, że nie można w nieskończoność zagotowywać słoików na marchewkę z groszkiem, postanowiłam poszukać czegoś innego. Wynikiem tych poszukiwań jest konfitura o niesamowitym smaku.

Potrzebne:
1 kg marchwi
900 g cukru
3 łyżki miodu
2 cytryny
50 ml wody

Marchew obieram, gotuję do miękkości i kroję w cienkie plasterki. Zasypuję 1/3 przygotowanego cukru.

Obieram cytryny ze skórki i blanszuję ją przez 5-7 minut w rondlu. Studzę i osączam, następnie kroję w bardzo cienkie paseczki. Tak przygotowaną skórkę cytrynową gotuję przez ok. godzinę w syropie przygotowanym z reszty cukru i wody. Miąższ z cytryn drobno kroję i łączę z miodem, marchwią i skórkami.

To wszystko gotuję tak długo, aż syrop zgęstnieje, a marchew stanie się przezroczysta. Studzę konfiturę, przekładam do niewielkich słoików (po dżemach itp. będą idealne) i szczelnie zamykam.

Sałatka z "chińczyka"

Powiem to na początku: ta sałatka jest tak dobra i tak ciekawa, że po spróbowaniu nic już nie będzie takie samo. ;)

Dla wszystkich, którzy próbowali tej sałatki w ostatni weekend i ogołocili dwie wielkie misy: smacznego!

Sałatka:
350 g filetów drobiowych
2 "zupki chińskie" - pikantna i łagodna
(polecam Vifon)
1 kapusta pekińska (ok. 900 g)
1/2 czerwonej papryki
kukurydza konserwowa
majonez

Do tego:
pieprz, sól
słodka paryka
olej do smażenia


Najpierw zajmuję się warzywami. Obieram kapustę z zewnętrznych liści, które zwykle są lekko zwiędnięte, płuczę i usuwam kaczan. Kroję ją na cztery i szatkuję. Paprykę kroję z drobną kostkę. Wszystko to łączę z 2/3 puszki kukurydzy (reszta zostaje "w razie potrzeby", albo do podjadania w czasie przygotowywania) w dużej misce. Jak największej, by łatwo było operować potem przy mieszaniu.

Na dużą patelnię wysypuję pokruszony makaron z zupek, a przyprawy z nich (poza tłuszczem) dosypuję do warzyw. Makaron prażę bez tłuszczu na średnim ogniu, często mieszając. Ma się zezłocić, jednak jeśli przyjmie barwę inną niż palona czerń, nie będzie większego problemu.

Filety oprószone przyprawami rzucam na patelnię (proponuję nie marnować czasu na mycie i użyć tej od makaronu) i obsmażam na niewielkiej ilości oleju. Kiedy zrumienią się, odkładam na chwilę na ręcznik papierowy i zostawiam do ostygnięcia. Kroję w kostkę i razem z makaronem dorzucam do warzyw.

Majonez dodaję dosyć rozważnie i według gustu. Pamiętam jednak o tym, że makaron nabiera wilgoci po pewnym czasie i warto chwilę odczekać, nim wywali się do sałatki cały słoik. W razie potrzeby dodaję jeszcze, po ok. 15 minutach odstanych przez miskę w lodówce. Pobieżnie jednak dodam, że na takie proporcje schodzi mi zwykle 300 g.

Wiem, że niektórzy dodają do sałatek majonez 50/50 z jogurtem, jednak dla mnie wychodzi z tego sos do coleslawa, a nie tego oczekuję. Ale jeśli ktoś chce spróbować w ten sposób, proszę bardzo. Byle tylko nie smarował potem z wierzchu majonezem, jak to czasami robią.

15 lutego 2012

Arancini - krokiety ryżowe


No i znowu po włosku. Tym razem prosto z Sycylii: arancini - krokiety ryżowe. Teoretycznie jest to przekąska albo przystawka, jednak u mnie sprawdziła się też jako danie obiadowe.

Przepis wzięłam od mojego internetowego mentora - Szefa Johna z foodwishes.com. Miałam ostatnio chętkę na jakiegoś rodzaju podroby kurze (na przykład gulasz z serc albo klasyczną wątróbkę), a tu arancini nawinęły się jakby specjalnie. Dopasowały się też idealnie w moją fazę na włoską kuchnię. Zatem, jak mogłam ich nie zrobić?

Pierwszy raz też wykorzystałam szybkowar. Stał na szafce kuchennej już dłuższą chwilę i kurzył się, a ja bałam się podejść do sprawy. W końcu jednak się przemogłam i okazało się, że szybkowar niesamowicie ułatwia pracę. Teraz na pewno będę używać go częściej.

Krokiety:
1 kg podrobów - żołądków i serc drobiowych
400 g ryżu
300 g sera żółtego (najlepiej parmezanu, ale droga wolna)
2 duże jajka
1/2 szkl. sosu pomidorowego
1/4 szkl. bułki tartej
sól, pieprz
1 łyżeczka płatków chili
natka pietruszki

Do tego:
cytryna pokrojona w ósemki
bułka tarta
olej do smażenia

W szybkowarze gotuję opłukane podroby - 18 minut przy dwóch szklankach wody. Po tym czasie odsączam je i odstawiam do ostygnięcia. 

W innym garnku gotuje się ryż, który potem rozkładam na blasze do pieczenia, by szybciej ostygł. Kiedy jest jeszcze w miarę ciepły, łączę go z resztą składników. Doprawiam do smaku i chowam na godzinę do lodówki w misce przykrytej folią spożywczą. 

Natka pietruszki jest opcjonalna, polecam jej ilość dostosować według własnego gustu.

Formuję z masy niewielkie krokiety (swoje lekko spłaszczyłam, ale to nie jest konieczne) i obtaczam w bułce tartej. Smażę, jak kotlety mielone, w dosyć głębokim tłuszczu, aż z wierzchu staną się brązowe i chrupiące.

Można je spożywać na gorąco, ale też na zimno. Koniecznie skropione sokiem z cytryny!

11 lutego 2012

Pleśniak na sobotę

Przy okazji soboty czas na chwilę odetchnąć od Włoch, czosnku i serów (chociaż na jak długo się da? i czy w ogóle?). Tradycją stało się już, że w sobotnie popołudnie na stole ląduje szarlotka, potocznie nazywana pleśniakiem. Piekę ją ja albo mama, na pewno jednak musi się pojawić.

Taką częstotliwość zawdzięczamy zeszłorocznemu wysypowi jabłek u sąsiadów. Sami nie mieli co z nimi robić, a my przyjmowaliśmy każdą ilość. Dlatego prawie całe lato obierałam, prażyłam i zamykałam w słoikach. Przyprawiałam odpowiednio również, więc teraz po prostu schodzę do spiżarni, biorę z półki dwa wielkie słoiki i połowę roboty mam z głowy. :)





Ciasto:
450 g mąki
1/2 szkl. cukru pudru
2 łyżki domowego cukru waniliowego
250 g margaryny
4 żółtka

Masa jabłkowa:
1,2 kg prażonych jabłek (dwa duże słoiki)
1 i 1/2 łyżeczki przyprawy do szarlotek
kilka kropel aromatu waniliowego

Piana:
pozostałe białka z 4 jajek
4 łyżki cukru
1 łyżka domowego cukru waniliowego

Do tego:
bułka tarta

Za pomocą noża lub palców łączę mąkę i margarynę na stolnicy. Dodaję cukry i żółtka i wyrabiam, aż uformuję kulę błyszczącego i gładkiego ciasta. Pakuję je w worek i na 40 minut chowam do zamrażarki.

Białka z cukrem ubijają się na sztywną pianę w robocie, dzięki czemu mogę spokojnie połączyć jabłka z przyprawami. Odstawiam jedno i drugie do lodówki. Piekarnik nagrzewam do 180 stopni.

Kiedy ciasto odpowiednio stwardnieje, za ścieram 2/3 na tarce kuchennej na spód wyłożonej papierem blachy. Obsypuję to bułką tartą, wykładam jabłka i pianę z białek. Resztę ciasta ścieram na wierzch i piekę ok. 30 minut, doglądając złocistości posypki (mój piekarnik ma przykrą tendencję do mocniejszego grzania od wewnętrznej strony).

10 lutego 2012

Uova in purgatorio

... czyli jajka w czyśćcu.

Szukając kolejnych włoskich inspiracji sięgnęłam po książkę kucharską rodziny Soprano. Teoretycznie opracował ją Artie Bucco, jednak realnymi autorami są Michele Scicolone i Allen Rucker. Oczywiście, nie wahałam się długo przy zakupie. Jedną z rzeczy, które mnie zawsze zachwycały w tym serialu była niesamowita ilość, jakość jedzenia, a także bohaterów podejście do niego. Ale czego innego można się spodziewać? Włoska krew.

Jest tam wiele przepisów, które chcę wypróbować i które pewnie znajdą się na blogu. "Jajka w czyśćcu" wybrałam ze względu na nazwę, na szybkość przygotowania (szukałam czegoś łatwego i nietuzinkowego na obiad), ale też ze względu na to, że znalazły się w rozdziale Pauliego i jego mamy.

 Jak wiele przepisów w książce, i ten rozpisany jest na cztery osoby. Zrobiłam porcję pojedynczą, na wypróbowanie. Oczywiście, po chwili musiałam robić kolejną, bo szybko znalazł się chętny.

Potrzebne:
8 łyżek pasty z pomidorów
2 jajka
1 ząbek czosnku
2 świeże listki bazylii lub łyżeczka suszonego oregano
2 łyżki oliwy
2 łyżki startego sera (dowolnego)
sól i świeżo zmielony pieprz

Opcjonalnie:
1 cm kawałek papryczki chili (marynowanej w moim przypadku)
1/2 małej cebuli
ok. 3 łyżki startej marchewki
ok. 2 łyżki drobno selera

Warzywny dodatek to mój pomysł. Dodaję marchewkę i selera do sosu bolońskiego, uznałam zatem, że tutaj też ich użyję. Rumienię je na patelni jako pierwsze.

Na małej patelni (na średnim ogniu) smażę lekko rozgnieciony ząbek czosnku, aż się lekko przyrumieni. Dodaję pastę pomidorową, zioła, przyprawy i doprowadzam do wrzenia. Zmniejszam ogień i gotuję ok. 15 minut, aż sos zgęstnieje. Po tym czasie wyjmuję czosnek.

Rozbijam jajko do małej filiżanki, w sosie robię dwa wgłębienia łyżką i umieszczam tam jajka. Posypuję serem (scamorza znowu + parmezan) i przykrywam. Powinno dusić jeszcze ok. 3 minuty, aż jajka się zetną.

Podaję jeszcze gorące, bezpośrednio na patelni.

Na koniec:
Danie okazało się wyjątkowo sycące. Tak, że rozważam kolejne podejście do niego z podzieleniem tej porcji jeszcze na połowę i serwowaniem jednego jajka. W kokilkach, zapieczone w piekarniku. Muszę kupić sobie kokilki.

9 lutego 2012

Dzień pizzy w rozmiarze "mini"


Wszystkiego najlepszego z okazji Międzynarodowego Dnia Pizzy! :)

Jeszcze chwila, a przegapiłabym okazję do świętowania. Pierwotnie miałam ten przepis wrzucić dopiero jutro, ale właściwie nie mam wyjścia. Musiałam improwizować z dodatkami i serem, ale o to często w robieniu pizzy chodzi.

Pizza to jedno z moich ulubionych dań, nie tylko z kuchni włoskiej, ale w ogóle. Możliwości, jakie daje są nieograniczone (chociaż nie próbowałam jeszcze pizzy z jajkiem) i ta ilość sera... A jako, że chwalę się w swoim opisie, że ciasto na pizzę robię takie, jakie robię, to okazje już zrobiły się dwie. ;)

Ciasto:
300g mąki
1/2 opakowania suchych drożdży
1/2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
szczypta kwaśnego węglanu amonu
2 łyżki oliwy

Sos:
3 łyżki koncentratu pomidorowego
2 łyżki ketchupu
2 ząbki czosnku
1 łyżka sosu słodkie chili (np. Vifon)
2 łyżeczki przyprawy do spaghetti bolognese (Kotanyi!)
1 łyżeczka oregano
1/2 łyżeczki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki cukru

Dodatki:
trzy rodzaje serów (u mnie scamorza, parmezan i gouda)
wędlina (u mnie schab miodowy i polędwica)
różyczki brokuła

Od kiedy mam robota, pizza pojawia się o wiele częściej w jadłospisie. Zaczynam zatem od połączenia składników ciasta w dzieży. Na koniec zostawiam tylko oliwę, którą dodaję, kiedy ciasto będzie już mniej więcej jednolite. Zostawiam ciasto we włączonym robocie na 5 minut, by wyrobiło się odpowiednio.

W międzyczasie przygotowuję piekarnik, który będzie mi służył jako inkubator. Włączam go na minutę na temperaturę 50 stopni. Ciasto w wysmarowanej oliwą misce przykrytej wilgotną ściereczką zostawiam w środku na 25 minut.

Kiedy nie używam drożdży suchych, a robię zaczyn z kostki, też zostawiam je, żeby wyrosły w delikatnie nagrzanym piekarniku. 

Składniki na sos łączę za jednym zamachem. Do rozprowadzania używam silikonowego pędzelka. Resztę dodatków kroję w kostkę, ścieram na tarce i zalewam wrzątkiem (brokuły) na spokojnie, w czasie gdy ciasto wyrasta sobie bez przeszkód. Po upływie odpowiedniej ilości czasu wyciągam miskę z piekarnika i od razu nastawiam do na maksymalną temperaturę. Ciasto rozwałkowuję na trzy placki o średnicy max do 20 cm.

Teraz zaczyna się moja ulubiona część - komponowanie. Tym razem na wszystkie mini pizze zaserwowałam wszystkie trzy rodzaje sera, ale czasami dzielę je na konkretne rodzaje i pasujące do tego dodatki. Koniec końców, otrzymałam klasyczną margaritę, pizzę z szynką oraz z szynką i brokułami.

Jeśli piekarnik jeszcze nie nagrzał się do tego czasu, odstawiam blachę na kuchenkę, by przez kolejne kilka minut podrosły sobie od bijącego z piekarnika ciepła.

Piekę je 9 minut, na wszelki wypadek spoglądając, czy spód i ser nie przypiekają się za bardzo.

Do podania:
Dla siebie stawiam na stole oliwę, którą skrapiam sobie każdy kawałek. Dodatkowo robię też sos czosnkowy i sos pomidorowy. I, chociaż uważam to za świętokradztwo, zawsze na stole pojawia się keczup. Jeśli ktoś lubi (mój brat, owszem).

8 lutego 2012

Tagliatelle ze szpinakiem i serem gorgonzola

Połączenie szpinaku i śmietany zawsze działa. Dorzucenie do tych dwóch składników z serem gorgonzola zapewne nie jest niczym oryginalnym, ale na pewno jest czymś wyjątkowo przepysznym. Do tego jest to danie wyjątkowo szybkie w przygotowaniu. Nic, tylko nastawiać wodę i zabierać się za gotowanie.

Potrzebne:
500g makaronu tagliatelle
odrobina oliwy 

Sos:
400g świeżego szpinaku
300g sera gorgonzola
400ml śmietany 18%
2 ząbki czosnku
2 łyżki masła
sól, pieprz, 
gałka muszkatołowa, 
imbir

Nastawiam wodę na makaron. Tak samo, jak w przypadku spaghetti z pomidorami, makaron wolę mieć "na poczekaniu". Kiedy woda grzeje się w dużym garnku, płuczę i oczyszczam szpinak z uszkodzonych czy zwiędłych listków i ogonków. 

W tym wypadku nie blanszowałam szpinaku, chyba jednak jestem zbyt leniwa. Rzuciłam go od razu na patelnię, na średni ogień, gdzie poddusił się pod przykryciem i znacznie zmniejszył objętość. Dolewam wtedy 2/3 z przygotowanej śmietany, masło, dorzucam wyciśnięty przez praskę czosnek, mieszam dokładnie i zostawiam na kilka minut pod przykryciem. W międzyczasie makaron ląduje w osolonym wrzątku. 

Nie hartuję makaronu po gotowaniu, ale, by uniknąć zbytniego sklejania się, już po odsączeniu dolewam łyżeczkę oliwy i chwilę obracam garnkiem. No i zakochałam się w garnku do makaronu mojej mamy. Niewielkie dziurki w pokrywce i wypustki, które blokują ją w garnku, robią dużą różnicę. Dwa razy mniej roboty, nie tylko przy gotowaniu, ale i przy zmywaniu.

Resztę śmietany, przyprawy i cały ser dorzucam na patelnię i mieszam, dopóki gorgonzola się nie rozpuści. Czekam aż sos dobrze zgęstnieje, jeśli trzeba - trochę doprawiam, po czym zalewam całością niehartowany makaron w garnku. Mieszam energicznie do momentu, kiedy cała góra tagliatelle zostanie równomiernie otoczona obłędną szpinakowo-serową masą. 

Do odgrzania:
Jeśli po obiedzie zostanie kilka porcji, a z reguły dzieje się tak, kiedy gotujesz całe opakowanie makaronu na trzy-cztery osoby, można popuścić wodze fantazji. Dodaję na przykład porwanej na kawałeczki surowej szynki i ziaren słonecznika, który jest jednym z moich ulubionych dodatków do szpinaku.

6 lutego 2012

Włoskie smaki

 Tydzień temu powróciłam z tygodniowej wycieczki po Włoszech, potem za to pochłonęło mnie rozpamiętywanie niesamowitych smaków, na jakie tam się skusiłam. Jak wiadomo, Włosi kochają jedzenie, co podzielam z pełnym entuzjazmem. Co innego można było zatem robić w północnej Lombardii, jak nie kosztować, kosztować i jeszcze raz kosztować? Zwiedzać, rzecz jasna. Ale, zupełnie bezwstydnie, przyznam się, że spożywanie było moim priorytetem. 

Moja miłość do surowych wędlin mogła rozkwitnąć tam w pełni, z tymi wszystkimi rodzajami, dostępnymi zarówno w opakowaniu, jak i prosto z krajalnicy. I chociaż prosciutto di parma jest prawie tak samo drogie, jak u nas, to inne gatunki - cappa na przykład, pozostają w zasięgu każdego przeciętnego smakosza.

Rozsmakowałam się też w serach. Gorgonzola podeszła mi wyjątkowo (i pojawi się już niedługo w przepisie), chociaż wcześniej nie byłam jakąś wielką fanką serów pleśniowych. Przywiozłam też sobie ser scamorza, zatopiony w wosku. Dziwnym nie powinno być to, że pozostało po nim teraz tylko wspomnienie. Mozarella dalej zostaje serem, który omijam z daleka, za to nauczyłam się eksperymentować w serem feta, dodając go do zapiekanek. Nie robiłam tego wcześniej, ale wiem teraz już, że omijało mnie dużo.

Dawno temu miałam etap, gdzie śniadanie składało się z kawałków zrumienionej bagietki, nacieranych czosnkiem i pomidorem. I kiedy pierwszy raz jadłyśmy bruschettę, to od razu zrobiłam to samo, czasami zastępując pomidora masłem i startym serem. Focaccia prosto z piekarnika, przełożona suszonymi pomidorami w oliwie, serem i prosciutto crudo była świetną przekąską popołudniową. 

Jak mawia moja mama, Włosi zrobią wszystko, by ułatwić sobie życie. Ja w pełni popieram taką filozofię życiową. Chciałabym bardzo, żeby u nas na półce w sklepie stał kartonik 250ml, w którym znajduje się białe lub czerwone wino do gotowania. Oszczędziłoby mi to marudzenia nad kupnem całej butelki, kiedy potrzeba mi tylko 1/4 z niej. A może gdzieś jest, tylko nie rozglądałam się zbyt dobrze? Cieszyła mnie za to świeżość produktów. Kupiony w wielkim worku szpinak był tak świeży, że chrupał pod palcami, gdy go wyciągałam. Pomarańcze i mandarynki pachniały obłędnie, były słodkie i orzeźwiające. Oraz, co najcudowniejsze w tym wszystkim, miały jeszcze listki!

Lekko przykurzona caffetiera, stojąca w domu na lodówce, wróciła do łask. Od powrotu bowiem nie piję innej kawy, jak tylko espresso. Rozpuszczalna kawa długo (jeśli w ogóle) nie będzie wchodziła w grę. Przywiozłam górę makaronów w różnych fantazyjnych kształtach: conchiglle rigate, annelini, garganelli. Mączkę do robienia gnocchi także mam. Wbrew obawom mamy, mam zamiar zabrać się za nie i wyjść z tego obronną ręką. Tak, mam troszkę ambitnych planów.

Przy poprzedniej wizycie w Italii, oczywiście, poszliśmy na pizzę do bardzo klimatycznej restauracji w wyłożonej cegłą piwnicy, gdzie z naszego stolika widzieliśmy wielkie kamienne piece, w których wypiekano podawane dania. To jednak była jedyna rzecz, która mi się tam podobała, ponieważ pizza, jaką otrzymałam była niezbyt smaczna, ser zdążył ostygnąć, a serwowane na niej oliwki miały w sobie pestki i odstawały od cienkiego ciasta, jak uszy Jerzego Urbana. Tym razem pizza ponownie stała się bohaterką ostatniego dnia pobytu. W zupełnie innym miejscu, w ristorante z oszkloną salą i widokiem na jezioro i wieczorne światła miasta. I chociaż nie byłam specjalnie głodna, to swoją pizzę zjadłam w całości i z wielkim smakiem.

Program kulinarny Roberta Makłowicza ma w czołówce kilka walizek przejeżdżających na lotnisku przez kontrolę zawartości, gdzie w środku widać banana, kiełbasę i inne smakołyki. Celnicy na lotnisku w Bergamo zobaczyli u mnie to samo. No bo jak można było opuścić Włochy bez zaopatrzenia?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...