26 lipca 2014

Babka z Nutellą


Nie miałam ostatnio szczęścia do tego ciasta. Obiecywałam chyba dwukrotnie napchać nią znajomych na imprezie, ale za każdym razem masa uciekała mi z formy i przypalała się na dnie piekarnika. Dlatego wywaliłam go z bloga na czas jakiś i czekałam aż okoliczności losu będą sprzyjające i ciasto nie wypłynie. Miałam dać sobie spokój, ale zajrzałam jeszcze raz w przepis i doznałam olśnienia. Jednak można użyć za dużo Nutelli. I to był mój koronny błąd - brak umiaru, bo ładowałam czasami cały słoik. Więc powściągnijcie swe czekoladowe żądze i pamiętajcie o proporcjach w tym przypadku. :)

Przepiękny klosz w zestawie z dechą (Kolekcja Drewniania) na zdjęciu otrzymałam dzięki uprzejmości (i wyrozumiałości) firmy Glasmark z Krosna.

Ciasto:
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
200 g Nutelli (ze słoika 350 g)
200 g miękkiego masła
1 szklanka cukru
3 duże jajka
1 szklanka maślanki
100 g bakalii (lub samych orzechów)
szczypta soli
szczypta pieprzu cayenne

Polewa:
pozostała część Nutelli ze słoika
2 łyżki maślanki
łyżka masła

W jednej misce łączę składniki suche: mąkę, proszek do pieczenia, sól i cayenne.

Wszystkie składniki mokre muszą być w temperaturze pokojowej: zarówno jajka, jak i masło oraz mleko. Nutella także, ale wiadomo, że jej nie trzyma się w lodówce. ;)

W mikserze ucieram jajka i cukier na puszystą masę, a potem dorzucam po jednym jajku i miksuję na niskich obrotach. Podczas miksowania wlewam maślankę. Na samym końcu dodaję bakalie - jeżeli trafią się w mieszance większe orzechy (brazylijskie!), rozdrabniam je.

Do pieczenia używam silikonowej formy - ostatnio tylko takie są u mnie w zastosowaniu. Wygodne, nieprzywierające i łatwe w czyszczeniu. chwała zatem silikonowi! :)

Wstawiam do nagrzanego na 180 stopni piekarnika na 40-50 minut. Dla pewności sprawdzam jeszcze patyczkiem środek babki. Po wyciągnięciu odstawiam aż do ostygnięcia.

W niewielkim rondlu, na jeszcze mniejszym ogniu, mieszam pozostałą Nutellę, maślankę i łyżkę masła. Zestawiam z ognia, czekam aż polewa odrobinę stężeje, a potem delikatnie oblewam nią babkę.

 

19 kwietnia 2014

A na wielkanoc - święconka!


 Wesołych Świąt wszystkim!
Pełno jajek i szczęścia.
I bardzo mało zmywania. :)

Koszyczki poświęcone, wszędzie wala się bukszpan, a ja nadal nie mogę domyć palców farbek z farbowania jajek. Zjedli mi już 1/3 krówki, ale nie marudzę. Najważniejsze, że smakuje. Uznałam więc, że w ramach chwili odpoczynku od gotowania, pieczenia, i smarowania majonezem, zamieszczę pewien sezonowy przepis. Przepis-koszmar-każdego-dietetyka!

Ta potrawa jest już tradycją w mojej rodzinie (przyjechała razem z pradziadkami) i pojawia się tylko raz w roku. Jest prosta,chociaż za dzieciaka myślałam coś wprost przeciwnego, i może niekoniecznie wyjściowo wygląda, ale liczy się w niej smak. Jeden z ważnych szczegółów to zapiekany ser, od niego też zacznę.

Zapiekany ser:
200 g białego sera półtłustego
1 jajko (+1 rozbełtane do posmarowania)
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki cukru
margaryna do wysmarowania formy

W misce łączę ser, jedno jajko oraz sól i cukier. Przekładam do ceramicznej foremki, wcześniej wysmarowanej po brzegach margaryną. Smaruję z wierzchu rozbełtanym jajkiem i obsypuję jeszcze szczyptą soli. Wstawiam do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Piekę do momentu, kiedy z wierzchu utworzy się złocisto-brązowa skórka.

Zużycie sera w następnej części najlepiej ocenić samemu. Pod wpływem ciepła i tłuszczu z potrawy zmieni trochę konsystencję i stanie się bardziej płynny, należy zatem uważać, by nie wrzucić go za dużo. Jeżeli zostaje trochę po śniadaniu, to zużywamy go w poniedziałek na to samo. ;)

Święconka:
1 kg ulubionych wędlin
8 jajek
50 g masła
2 łyżki oleju
5 łyżek tartego chrzanu
czarny pieprz

We wszystko wliczone są poświęcone wędliny, kiełbasy i jajka.

W kwestii wyboru wędlin wszystko zależy od gustów, jednak polecam skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań oraz radziłabym spasować trochę z mięsami wędzonymi, by dymny posmak nie zdominował reszty. W tym roku nie udało mi się, ale na następne święta wszystkie wędliny postaram się wykonać sama.

Wędliny kroję w kawałki, tak by miały mniej więcej taką samą wielkość, a jajka w ósemki. Roztapiam w największym garnku masło (+ olej) i wrzucam na nie mięso. Smażę na średnim ogniu aż wędliny się zrumienią. Dorzucam chrzan, pokrojone jajka oraz zapiekany ser. Podsypuję pieprzem i smażę jeszcze chwilę, aż żółtka i ser pokryją wszystko.

Podaję święconkę z dodatkiem mocnej ćwikły lub dodatkowej porcji chrzanu. Świetnie sprawdza się też jako "wkładka" do żurku. :)


Wielkanocne Smaki - edycja IV

14 kwietnia 2014

Zupa pomidorowa z pomarańczową nutą



Szczere i kontrowersyjne wyznanie: nigdy nie lubiłam zupy pomidorowej. Całe lata po kilku próbach odmawiałam najpierw jedzenia jej, a potem przyrządzania. To ostatnie właściwie nie miało większego znaczenia, bo w moim rodzinnym domu nie ma zwyczaju częstego spożywania zup. Je się rosół od święta i barszcz ukraiński, kiedy robi go moja Mama.

W końcu jednak wpadłam na taki przepis, który mnie zaciekawił. Dlaczego? Bo zawierał w sobie sok pomarańczowy! Czegoś takiego trzeba spróbować.

Potrzebne:
60 g masła
1 łyżka oleju słonecznkowego
1 duża cebula
1 średnia marchewka
1 l pasty pomidorowej
400 ml bulionu warzywnego
200 ml soku pomarańczowego
1 łyżka cukru
150 g śmietany
sól i pieprz czarny
pieprz biały
1 łyżeczka pasty sambal oelek
1/2 łyżeczki startej skórki pomarańczowej
kilka listków świeżej bazylii

Dodatki:
250 g drobnego makaronu (ditalini lub farfalline)

Na maśle i oleju przysmażam pokrojoną w kostkę cebulę i marchewkę. Dodaję pastę pomidorową, bulion i sambal. Gotuję na małym ogniu przez 20 minut.

Zdejmuję garnek z ognia i odstawiam, by płyn ostygł trochę. Dorzucam skórkę pomarańczową i świeżą bazylię. Miksuję całość w robocie kuchennym, po czym przecieram przez sito z powrotem do garnka, który wcześniej płuczę. Dodaję sok pomarańczowy i resztę przypraw. Znowu gotuję na małym ogniu, tym razem przez 15 minut.

Hartuję śmietanę kilkoma łyżkami gorącej zupy i wlewam całość do garnka. Podaję z ugotowanym osobno makaronem, kleksem śmietany (lub w tym przypadku jogurtu naturalnego) i bazylią.

6 kwietnia 2014

Spaghetti z selerem i suszonymi pomidorami


Gdybym miała jeść do końca życia jedną rzecz - wybrałabym makaron. Kształty i rodzaje nie grają roli, makaron jest przepyszny sam w sobie. Świetne jest też w nim to, że stanowi prosta i szybką podstawę do całej masy pysznych rzeczy. Wystarczy pomyśleć minutę lub dwie nad otwartą lodówką, wygrzebać z niej kilka produktów i w kilka chwil ma się obiad! 

A przynajmniej mi tak często wychodzą posiłki. Na przykład ten. ;)

Potrzebne:
300g pełnoziarnistego makaronu spaghetti
2 łodygi selera naciowego
2 łyżki ostrego sosu Sriracha
100g suszonych pomidorów
3 ząbki czosnku
2 łyżki oleju słonecznikowego
oliwa z oliwek
łagodny ser żółty

Selera, pomidory i czosnek kroję w paseczki, a żądaną ilość sera żółtego ścieram na tarce z drobnymi oczkami. Spaghetti gotuję w osolonej wodzie z niewielką ilością oleju. Po odcedzeniu nie hartuję go zimną wodą, żeby zachować jak najwięcej skrobi.

Na patelni rozgrzewam oliwę z olejem słonecznikowym. Pokrojone składniki dorzucam kolejno, w odstępach po dwie minuty. Najpierw seler, potem czosnek, a na końcu pomidory. Niemal od razu po dorzuceniu pomidorów wrzucam na patelnię makaron i mieszam intensywnie, żeby oliwa dokładnie pokryła całość. Dodaję ostry sos i podgrzewam jeszcze przez dwie minuty, nie przerywając mieszania. Ściągam patelnię z ognia i dosypuję tarty ser. 

Opcjonalnie:
Siekam natkę pietruszki i mieszam z makaronem tuż przed podaniem (ale nie na ogniu).

3 kwietnia 2014

Sernik krakowski



Oto moja próba generalna przed wielkanocnym sernikiem. Do tej pory w różne święta piekłam sernik na modłę amerykańską (ciasteczkowo-maślany spód). Mając jednak zapas rodzynek (ponownie przepyszne HELIO Natura) uznałam, że czas najwyższy zmierzyć się z polską tradycją pchania suszonych owoców (klejących się do paluchów i siebie nawzajem:)) w masę serową i układania kratki na wierzchu.

Sernik krakowski raz, proszę!
I do akcji Wielkanocne Smaki IV, dwa!

Masa serowa:
900 g twarogu sernikowego
300 g cukru
150 g masła
6 jajek
50 g mąki ziemniaczanej
300 g rodzynek
2 łyżeczki aromatu waniliowego
50 g skórki pomarańczowej 

Ciasto:
450 g mąki
100 g cukru pudru
250 g margaryny
3 jajka
10 g domowego cukru waniliowego

---

Na początek tak zwane "międzyczasy":
Na samym początku zalewam wrzątkiem rodzynki i odstawiam aż spuchną. Zagniatam kruche ciasto, zawijam w folię spożywczą i wkładam do zamrażarki na 20 minut. Jajka do masy (sztuk pięć) rozdzielam, wstawiam białka do lodówki. Masło rozpuszczam na małym ogniu i odstawiam do wystygnięcia.

Wykładam blachę papierem do pieczenia. Rozwałkowuję na nim 2/3 ze schłodzonego ciasta i nakłuwam całość widelcem. Podpiekam przez dziesięć minut w temperaturze 150 stopni.

Twaróg ucieram najpierw ucieram z cukrem. Potem dodaję stopniowo po jednym żółtku nie przerywając ucierania. Dodaję też mąkę ziemniaczaną, masło oraz rodzynki i aromat. Ubijam pianę z pozostałych białek (sztuk sześć) i dodaję do masy serowej.

Pianę mieszam okrężnymi ruchami przy krawędzi miski, żeby nie napowietrzyć masy.

Wylewam masę do formy i na wierzchu układam kratkę z pozostałej części kruchego ciasta. Wstawiam do nagrzanego do 150 stopni piekarnika na godzinę. Po tym czasie podkręcam temperaturę do 180 stopni i piekę następne 20 minut. Po tym czasie wyłączam piekarnik i zostawiam ciasto w środku do ostygnięcia.


PS.
Nie wiedziałam, że koty lubią serniki! Mój najwyraźniej za nimi przepada, bo trudno było odgonić ją i upilnować by nie brała się do konsumpcji. :)



Wielkanocne Smaki - edycja IV

2 kwietnia 2014

Pilaw z kurczakiem i kolendrą


Dzisiaj coś na słodko z lekko ostrą nutką. Ostry smak bardzo często gości w mojej kuchni, szczególnie ostatnio. I świeża, cudowna kolendra jako uwieńczenie całości.

Potrzebne:
250 g ryżu długoziarnistego
200 g kurczaka (filetów lub mięsa z udek)
70 g suszonych morel HELIO Natura
1 średnia cebula
2 ząbki czosnku
pęczek świeżej kolendry
0,7 l bulionu drobiowego
3 łyżki oleju
1 łyżeczka kurkumy
1,5 łyżeczki pieprzu cayenne
sól i czarny pieprz

Cebulę kroję w drobną kostkę i wrzucam na rozgrzany olej. Przepoławiam morele i dorzucam na patelnię. Smażę na średnim ogniu aż cebula się zeszkli i dosypuję kurkumę i cayenne. Dosypuję ryż i całość prażę przez dwie minuty, non stop mieszając. Dodaję pokrojonego kurczaka i starty na drobnych oczkach czosnek. Smażę kolejne kilka minut.

Dolewam 1/3 bulionu, zmniejszam ogień i zostawiam pod przykryciem. Często mieszam, żeby ryż nie przywarł do spodu patelni i nie przypalił się. Dolewam kolejną część bulionu i tak do momentu aż ryż zmięknie, czyli ok. 15 minut.

Ściągam patelnię z ognia, odstawiam na kilka minut do częściowego ostygnięcia. Kolendrę siekam dosyć grubo i dorzucam do ryżu, delikatnie mieszając.

28 marca 2014

Schab ze śliwką i miodem


Dzień dobry, mam na imię Karolina i własnie pierwszy raz w życiu robiłam schab ze śliwką.

I, już po fakcie, dziwię się dlaczego dopiero teraz...

Potrzebne:
1,2 kg oczyszczonego schabu bez kości
150 g suszonych śliwek (całe opakowanie śliwek HELIO Natura)
2 łyżki soli morskiej

Marynata:
2 łyżki miodu
150 ml oleju słonecznikowego
50 ml wody
3 wyciśnięte ząbki czosnku
1 łyżeczka słodkiej papryki
3 łyżeczki ostrej papryki

szczypta czarnego pieprzu
szczypta ziołowego pieprzu

Marynatę przygotowuję na samym początku, by mogła przegryźć się w lodowce. Oczyszczam schab z membrany i tłustych kawałków. Odrobinę wyrównuję całość po bokach i z góry. Wycinam dziurę w środku za pomocą ostrego noża. Wycinam "tunel" o szerokości ok. 2 centymetrów.

Używam do tego patyczka do szaszłyków. Przebijam go przez mięso i wzdłuż niego wprowadzam nóż.

Nacieram schab solą morską, smaruję marynatą i szczelnie zamykam w foliowym worku i na 1,5 godziny wkładam do lodówki. Po tym czasie wypełniam mięso śliwkami i przekładam do naczynia żaroodpornego. Na dno naczynia wlewam trzy łyżki przegotowanej wody.

Wstawiam do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na 70 minut. W trakcie pieczenia podlewam schab sosem własnym z dna naczynia, najlepiej co 10 min. Po upłynięciu wyznaczonego czasu wyciągam i odstawiam aby mięso "odpoczęło" przez kolejny kwadrans.

Wielkanocne Smaki - edycja IV

26 marca 2014

HELIO Natura: morele, śliwki i rodzynki (ocena)


Moja pierwsza próbka!

Przyszła wiosna. Uznałam zatem, że pora zacząć ogarniać z powrotem wszystko, co tworzę w internecie, i nadać temu potrzebną mi tak bardzo systematyczność. Nie za bardzo jednak wiedziałam, za co zabrać się w przypadku AA. I wtedy zaoferowano mi wypróbowanie produktów firmy HELIO. Rychło w czas.

HELIO Natura to linia produktów ze stuprocentowym wskaźnikiem zdrowia. Te nisko przetworzone produkty odpowiednie są dla alergików i nie zawierają konserwantów. Z informacji na opakowaniu wynika, że są nie tylko pyszne, ale też w 100% naturalne i wyjątkowo zdrowe. Wszystko wygląda ślicznie i kolorowo, ale dostałam ten zestaw po to, żeby przekonać się (i innych też) czy jest tak na pewno.


Zdziwiła mnie bardzo ciemna barwa. Producent jednak zapewnia, że ta barwa to sama natura i tak powinna wyglądać ususzona morelka. Nie mam nic przeciwko. Smakuje bardzo dobrze - nie jest przesadnie słodka. Można na spokojnie zjeść pół paczki owoców i nie zasłodzić się nimi. Nie trafiłam na żadną przesuszoną czy twardą sztukę. Jeżeli ktoś zajada suszone owoce na kolację, albo na śniadanie z płatkami i mlekiem, to te morele będę do tego idealne.


 Zawsze lubiłam podjadać rodzynki prosto z paczki. Oczywiście, że najlepiej będą smakowały już odpowiednio przygotowane, ale na świeżo też mogą służyć za świetną przekąskę. Niestety, sięganie do torebki z rodzynkami zwykle kończyło się chrzęszczącymi pod zębami zasuszonymi nasionkami, a nawet gałązkami jeszcze trzymającymi się owoców. Nie natrafiłam na żadną z powyższych wad w przypadku rodzynków od HELIO. Są miękkie, soczyste i maja ładną barwę. W kontraście do słodyczy wyczułam też odrobinę kwaskowatości. Nie mogę się doczekać, aż machnę na nich jakiś sernik.


Ostatni produkt z zestawu i zdecydowanie najlepszy. Prawie czarne w barwie śliwki są w środku tak miękkie, że wydało mi się jakbym jadła powidła. Są przyjemnie kwaskowate i niemal aksamitne. Dzięki odpowiedniemu opakowaniu zachowały kształt i nie posklejały się ze sobą, może poza kilkoma sztukami. Zdążyłam wypróbować je już w jednym przepisie (który niedługo się pojawi) i muszę powiedzieć, że na ciepło smakują jeszcze lepiej.

Wszystkie produkty jak najbardziej na plus. Wszystkie w ładnych, wygodnych do otwarcia opakowaniach strunowych. Nie mam właściwie czego się przyczepić. ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...