Powoli szykujemy się do świętowania: logistycznie wszystko jest zaplanowane. Dzisiaj i jutro dni ze słodkościami. Sandacza również zamarynuję jutro (karpia zawsze zostawiam Tacie, bo jest w tym najlepszy), zrobię również nadziewaną kaczkę, sałatki oraz przygotuję farsze do pierogów i uszek. A w czwartek gotowanie barszczu i lepienie. W międzyczasie postanowiłam zrobić trochę ciasteczek, bo to w końcu szybka robota.
Takie pamiętam z dzieciństwa - chrupiące i obtoczone w cukrze. Pamiętam, że pojawiały się nie tylko przy okazji Bożego Narodzenia. I że znikały równie szybko, jak teraz.
Potrzebne:
300 g mąki
250 g masła
5 łyżek śmietany 12%
1 jajko
Posypka:
1 białko jajka
cukier
Mąkę i zimne masło siekam nożem na stolnicy (można wyrobić także w robocie kuchennym), następnie dodaję śmietanę i jajko. Wszystkie składniki powinny być wyciągnięte prosto z lodówki, a przy wyrabianiu nie używać rąk, by ciasto nie przyjęło za dużo ciepła.
Wyrobione ciasto podsypuję mąką na stolnicy i wałkuję aż uzyskam mniej więcej prostokątny płat o grubości 2 cm. Smaruję cienką warstwą masła i składam na trzy części. Sklejam boki i zawijam w folię spożywczą. Wkładam do lodówki na 3 godziny lub do zamrażarki na 30 minut (to dla niecierpliwych). Po tym czasie wyjmuję ciasto, wałkuję do grubości ok. 0,5 cm i wycinam ciastka foremkami lub kroję ostrym nożem. Ścinki łączące ponownie i wycinam dalej, aż ciasto się skończy.
Wszystkie ciasteczka smaruję z jednej strony białkiem z jajka i maczam w cukrze. Układam na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Piekę w 160 stopniach aż do momentu, kiedy ciasteczka zrobią się lekko złociste z wierzchu.
Stygną bardzo szybko, więc po 10 minutach są gotowe do jedzenia. Przechowuję je w szczelnie zamkniętym słoiku.